~ ~ * ~ ~
Jeśli kiedykolwiek łudził się,
że będzie dobrze, to przestał. Po prostu przestał, widząc, jak ona słabnie
dosłownie z dnia na dzień, choć oczywiście sama nie chciała się do tego
przyznać. Jednak nie był głupi ani ślepy. Codziennie była coraz bledsza, coraz
bardziej niepewnie stawiała kolejne kroki, choć postronny obserwator na pewno
niczego by nie zauważył.
Ale nie on.
Gdy był sam, praktycznie przez
cały czas myślał o tym, co będzie, gdy… gdy czas się skończy, bo przecież minął
już ponad miesiąc od tej strasznej wiadomości, ale zarazem miesiąc ich związku.
Jeśli tą sytuację w ogóle związkiem można była nazwać. W każdym bądź razie
często nie spał – zaczął cierpieć na bezsenność, codziennie bał się, że to ten
dzień będzie jej ostatnim.
Co wtedy zrobi? Nie wiedział,
nie potrafił sobie wyobrazić tego momentu, nie myślał o tym bez piekielnie
szybko bijącego serca, suchości w gardle i – mimo tego, że przecież był facetem
– łez w oczach.
A ponoć chłopaki nie płaczą.
Na pewno nie w sytuacji, w
jakiej się znalazł - beznadziejnej i kompletnie bez żadnego wyjścia. A przecież
wszystko było na dobrej drodze, po tylu latach nareszcie zobaczył światełko w
tunelu, nareszcie uwierzył w coś więcej aniżeli narkotyki i alkohol. Dobre
sobie.
Jak mógł być aż tak głupi i
naiwny?
Przecież od dawna już
wiedział, że jego życiu nigdy nic nie będzie na swoim miejscu. Zresztą „od
dawna” to za mało powiedziane, bo do tej pory pamiętał, jak w wieku zaledwie
czterech lat został pobity przez ojca, a przez to bolały go całe plecy, gdy
kładł się spać i musiał leżeć na brzuchu. Gdy na jego nodze rozbił butelkę,
kiedy pani wychowawczyni w zerówce spytała się, co mu się stało, że ma sińca na
ręku, a on – nauczony wcześniejszymi doświadczeniami – odparł z kamienną miną,
iż spadł z domku na drzewie pomimo tego, że akurat w tamto miejsce, dwa dni
wcześniej, uderzył skórzany pasek.
Dlaczego, więc niczego się nie
nauczył?
Może wtedy bolałoby mniej?
~ ~ * ~ ~
Właśnie zrobił jej herbatę.
Taką jaką uwielbiała od zawsze – czarną z cytryną i dwiema łyżeczkami cukru.
Opiekował się nią, jak tylko potrafił, chciał, by wszystko miała pod ręką, by się
nie męczyła oraz zachowała jak najwięcej sił.
Bo przecież lekarz, u którego byli
na konsultacji, wyraźnie powiedział, że Lena musi się oszczędzać.
Sęk w tym, że ona sama była niezwykle uparta i przez cały czas
przekonywała go, że po prostu przesadza, a on wiedział, że robi to tylko
dlatego, by się nie martwił.
Błędne koło.
Jednak, gdy patrzył na takie
obrazki, jak w tej chwili, wiedział, że postępuje w stu procentach słusznie.
Blada, drobna istotka… Leżąca
tak, iż jej brązowe włosy otaczały jej głowę niczym aureola jakiegoś świętego.
Błyszczące oczy… przecież ten blask bynajmniej
nie był spowodowany szczęściem czy jakimś podobnym uczuciem, ale wyniszczającą organizm
chorobą, która tak naprawdę pojawiła się znikąd, bo przecież dziewczyna
twierdziła, że wcześniej nawet nie podejrzewała, iż coś może być nie tak, ponoć
wszystko było idealnie, bez żadnych objawów.
Niekoniecznie.
Cholera, debilu! Przestań w końcu tak myśleć!
- Lena. – szepnął, ale na tyle głośno, by odwrócić jej uwagę od
meczu oglądanego przez nią w telewizji – Przyniosłem ci herbatę.
- Nie musiałeś, sama potrafię sobie zagotować wodę i zalać nią
torebkę.
Nawet na
niego nie spojrzała. No właśnie, na tym mniej więcej polegały ich relacje w
ostatnim czasie. Ona uparcie utrzymywała, że na pewno nic jej nie jest, że to
wszystko jest jedną, wielką pomyłką, że on tylko dramatyzuje, choć starał się,
jak mógł słowem nie wspomnieć przy niej o jej własnej chorobie.
Chciał
tylko jej pomóc. Czy to naprawdę tak wiele?
Usiadł obok niej, stawiając jej
ulubiony kubek, na którym widniała ogromna, szara mysz ubrana w różnokolorowy
sweterek, na stoliku koło łóżka. Kątem oka zerknął na wynik meczu, który ona
oglądała z takim zaangażowaniem i mimo wszystko, głęboko westchnął. No tak,
jakże mogłoby być inaczej.
- Przydałbyś im się bardziej niż mi. – mruknęła cicho. –
Przecież to kochasz.
Tak. Biorąc
pod uwagę, że przez ostatni miesiąc całkiem zapomniał, że coś takiego jak piłka
istnieje, to chyba trzeba mówić o wielkim i gorącym uczuciu.
Mam po raz kolejny, debilu powtarzać, że za
bardzo ironizujesz?!
Spojrzał na
szatynkę, która z lekkim powątpiewaniem patrzyła na ekran telewizora.
Oczywiście, przecież gra zawodników pozostawiała wiele do życzenia, a on sam -
przez jeden, krótki moment – miał wrażenie, że jego była drużyna na boisku,
zachowuje się znacznie lepiej. Oprzytomniał dopiero w momencie, kiedy zauważył,
iż dziewczyna zaczyna się podnosić do pozycji siedzącej.
- Miałaś przecież leżeć. – surowy ton jego głosu odbił się echem
od wszystkich możliwych ścian w pokoju, choć prawdopodobnie tylko on odniósł
takie wrażenie.
- Mógłbyś nie przesadzać? Nie prosiłam cię nigdy, byś zostawał
moją prywatną niańką.
Zabolało.
Cholernie zabolało, ale nie chciał, by cokolwiek było po nim widać, więc tylko
mocniej zacisnął usta w przypływie irytacji. Co jednak miał poradzić na to, że
zbyt dużo myśli kołatało mu się po głowie i musiał chociażby jedną z nich
wypowiedzieć na głos?
- Pomogłaś mi. Teraz ja chcę pomóc tobie, nie potrzebuję do tego
jakiegoś specjalnego etatu żadnej pieprzonej niańki! – wysyczał w jej kierunku.
I gdyby wtedy mógł przewidzieć to, co się
stanie…
Gdyby tylko potrafił to zrobić…
Dziewczyna momentalnie
poderwała się do góry, a on przez chwilę naprawdę przestraszył się, że może się
przewrócić, gdyż dość mocno się zachwiała, więc już za dosłownie semundę znalazł się tuż
przy niej, łapiąc ją za rękę, którą ona wyrwała z jego
szczelnego uścisku.
- A więc dlatego to wszystko dla mnie robisz?
Przez krótki okres czasu
nie miał pojęcia, o co jej chodzi. Naprawdę, nie wiedział, o czym ona mówi.
Po prostu bał się zrozumieć sensu jej słów.
Jednak kiedyś zrozumieć musiał
– dobrze, że zrobił to wcześniej niż później.
- Lena, to nie tak… - pośpiesznie zaczął się tłumaczyć, ale ona
nawet nie zwróciła na niego najmniejszej uwagi.
- Oczywiście, mogłam się tego wcześniej domyślić. Po prostu się
bałeś, że cię wydam czy coś w tym
rodzaju. Ale nie bój się, przecież już niedługo mnie nie będzie, ty pewnie na
to tylko czekasz, prawda?! A teraz latasz naokoło mnie, by nie wzbudzić
podejrzeń! Przyznam, że sprytnie to wszystko rozegrałeś, przez chwilę naprawdę
uwierzyłam, że mnie kochasz!
Pewnie
nawet nie miała pojęcia, co poczuł, gdy to wszystko usłyszał. Zresztą... jak
mogła to wiedzieć? Przecież według niej
i tak nie miał żadnych uczuć.
To było bolesne.
Aż do bólu bolesne, bo – mimo wszystko – ona i tak była dla niego całym
światem.
Co mógł
jednak poradzić na to, że powiedział, to co powiedział?
- Skoro tak sądzisz, to nasz związek nie ma najmniejszego sensu,
a tym bardziej przyszłości, bo faktycznie – zaraz umrzesz, a ja zostanę i przecież
twoja śmierć nie będzie nic dla mnie znaczyć.
Ja nie mogę nic czuć. Czarne charaktery się nie zmieniają, prawda?
Nie myślał,
że ona może stać się jeszcze bardziej blada. Ale faktycznie tak było. Dziewczyna
w tej chwili przypominała raczej powietrze, gdyż była przezroczysta, absolutnie nie można było mówić o jakiekolwiek
barwie skóry. Tylko w jej pałających gniewem oczach lśniły łzy.
- Wynoś się. – powiedziała cicho, ale tak dobitnie, iż doskonale
zrozumiał, co miała na myśli, jednak nie ruszył się chociażby o milimetr – No wynoś
się stąd!
Jej krzyk
zdawał się rozrywać go na kawałki.
Jej łzy,
które płynęły już po policzkach, sprawiały, iż był pewien, że jego życie po
prostu się skończyło.
Ale się mylił.
Błagał, aby to wszystko
okazało się tylko koszmarnym snem, tak jak na filmach…
Zaraz się obudzi, prawdopodobnie wziął za dużo, stracił nad sobą
kontrolę, a ona zdrowa znajduje się we Francji…
Nie. Nie
mógł się łudzić.
I choć
wszystko w środku krzyczało, by tego nie robił, on cofnął się. Tak, jak mu
kazała.
Cofnął się,
a następnie odwrócił, by wyjść bez ani jednego, nawet najkrótszego słowa.
I już miał
naprawdę to zrobić, jego dłoń prawie dotykała klamki…
…
Głuchy
trzask rozbitego szkła, a chwilę później coś innego, coś...
Nie
wiedział, kiedy się zawrócił, nie wiedział, kiedy znalazł się przy jej omdlałym
ciele, on niczego w tamtej chwili nie wiedział. Po prostu działał jak w jakimś
amoku. Nim się zorientował, trzymał już w ręku telefon z wybranym numerem na
pogotowie.
Sekundy
zdawały się być nieskończonością.
I wtedy
właśnie przypomniał sobie, że przecież istnieje coś takiego, jak modlitwa.
Modlitwa o
cud, którego nigdy wcześniej nie udało mu się wybłagać.
Zdrowaś Mario, łaski pełna, Pan z Tobą. Błogosławiona
Tyś między niewiastami i błogosławiony owoc żywota Twojego – Jezus.
Karetka została wysłana. Miała
być dosłownie za chwilę.
Chwilę,
która trwała już zbyt długo.
Święta Mario, Matko Boża… Módl się za nami –
grzesznymi…
Zaczął
płakać, najzwyczajniej zaczął płakać, bo choć wiedział, że nie miał
najmniejszego wpływu na jej chorobę – to zdawał sprawę również z tego, że to
nagłe zasłabnięcie było przez niego.
Tylko przez
niego.
… teraz i w godzinę… śmierci naszej.
I właśnie wtedy się załamał, a
zamiast Amen, wyszeptał tylko:
-Boże, nie zabieraj mi jej.
_________________________________
Takim oto "optymistycznym" rozdziałem Madzia nadal świętuje czwartkowe zwycięstwo Pieszczoszka <3
I przecież ta ich miłość bez szpitala miała potrwać całe dwa rozdziały :c A na dodatek wpadłam na to, żeby ich pokłócić, czego absolutnie nie było w planach.
Jestem okrutna, ale zarazem bardzo z siebie dumna.
Ot co.
Tak, jesteś okropnie okrutna, ale dobrze, że już to wiesz i sama się przyznałaś.
OdpowiedzUsuńMnie też zakuło jak się kłócili ;c to nie były zbyt miłe słowa ;c
i szpital... ona umiera, to smutne ;c
Przecież on ją kocha! Ona źle myśli, że jest inaczej... ;c
Nie powiem, że czekam na nowość, bo to się lada chwila kończy co mi się WCALE nie podoba :C
Całusy :*
Ja wiem, że to smutne. Ale wbrew pozorom to najsmutniejszy będzie epilog. Przynajmniej według mnie.
UsuńKocha, kocha.. ale chyba nic to "kocha" nie pomoże już.
Ale mi się to bardzo podoba, że to się kończy! ^^ bo to będzie moje pierwsze w życiu opowiadanie, które dociągnę do końca :D
Buziaki! :*
Jesteś okrutna, nawet nie zamierzam zaprzeczać. I nawet nie wiem, co jeszcze mogłabym napisać, bo ta cała historia odbiera mi racjonalne myślenie. I naprawdę nie wiem.
OdpowiedzUsuńA ja nie wiem, co odpisać. Naprawdę.
UsuńDziękuję, kochanie <3
Czas przybyć z komentarzem. Tak, jak wczoraj obiecałam :3
OdpowiedzUsuńCóż... I co ja mam ci powiedzieć? To nie dosyć, że jest pięknie napisane to jeszcze tak wyciąga z dobrych emocji. Tu każdy moment jest tak idealnie opisany i pokazuję, jak naprawdę życie jest okrutne. Nie da nam spokój, póki nie zabierze wszystkiego od rzeczy materialnych po miłość. Mogę jedynie podziękować, że on wytrzyma do jej końca, że będzie z nią i tak, ją wspiera. Nie robi tego po coś, tylko z miłości. I doskonale go rozumiem i chyba nie będę mogła mieć do niego żadnych pretensji za to, że odbierze sobie życie. Bo nie ma nikogo kto go będzie wspierał. To opowiadanie wymaga jedynie wielkiej ciszy i zadumy.
Także ogłaszam minutę ciszy, dla tej dwójki. Dla ich miłości, która nie potrafiła przetrwać w okrutnym świecie.
weny kochana :*
Dziękuję, dziękuję, dziękuję <3
UsuńI za te słowa, za tą minutę ciszy, no za wszystko, kochanie.
Buziaki! :*
Jezu, normalnie mnie wcisnęło w krzesło.
OdpowiedzUsuńTak, zmieniłaś koncepcję i jestem okropnie zdruzgotana, że nie omówiłaś tego ze mną.
Oj, będą baty na gg, zobaczysz.
I po prostu nie wiem co powiedzieć, bo się całkowicie rozsypałam przez te Twoje wspaniałe, chwytające za serce opisy, przez tego Wojtka, który przecież chce tylko i wyłącznie dobrze, przez tę ich dwójkę, która tak cholernie zasługuję na tą miłość, a przede wszystkim przez tą końcówkę.
To było tak genialne, ze nie jestem w stanie objąć tego swoim małym móżdżkiem.
Po prostu Cię kocham.
A to opowiadanie zostawia ślad na moim sercu, wiedz o tym.
A wiesz, że ja czytając ten komentarz przed matematyką też się rozsypałam? Kompletnie, naprawdę.
UsuńDziękuję, kochanie. Po prostu dziękuję <3
A co do tego, że z Tobą nie uzgodniłam...
Więcej grzechów nie pamiętam, proszę o przebaczenie i takie tam. :D
oj, nawet nie było kiedy uzgodnić... Bo ja tak piszę, piszę i nagle takie: oh. Skłócę ich. Niech sobie pocierpią xd
Kocham Cię <3