~ ~ * ~ ~
Biały
proszek był jego odskocznią od rzeczywistego świata, od jego całego życia i
zmartwień. Od wszystkiego. Sęk w tym, że kiedyś przestawał działać, a on tych
momentów nienawidził najbardziej, bo uświadamiał sobie wtedy, jakim wrakiem
człowieka się stał, że jest identyczny jak jego rodzice, a nawet jeszcze
gorszy, bo przecież ze wszystkiego zdawał sobie sprawę, a mimo to - nie mógł przestać
brać.
- Wojtek?
Powoli
otworzył oczy, ale nie wiedział, gdzie się znajduje. Jakieś ciemne ściany,
przewrócony stół, z którego spadł niezwykle stary i zakurzony wazon. Tak swoją
drogą, stał tam właściwie niewiadomo po co, bo przecież oczywisty wydawał się
fakt, że żadnego kwiatka tam nie było. Na ziemi leżał Maciek, jeszcze nie
odzyskał świadomości. Z jego ust wyciekała stróżka śliny, malutkimi kropelkami
spływała na przestarzałe deski, którymi pokryta była podłoga. Przeniósł wzrok
na chłopaka śpiącego pod jego łóżkiem, a raczej… Nie, musiało mu się wydawać,
przecież on nie mógł…
Momentalnie
poderwał się do pozycji siedzącej, ale zakręciło mu się w głowie tak bardzo, że
przed oczyma miał tylko jakieś czarne mroczki, które po chwili ustąpiły miejsca
całkowitej ciemności. Jeśli miał się z czegoś cieszyć, to tylko z faktu, że
okropny ból mięśni nie pozwolił mu utracić świadomości.
- Żyjesz, chłopie?
Nie
wiedział, do kogo należy głos, ani tym bardziej, skąd ten tajemniczy osobnik
zna jego skromna osobę, mało go to obchodziło.
Ponownie podniósł powieki, ale zrobił to z najwyższym trudem, gdyż nawet
rzęsy zdawały się ważyć tonę. Jedynym pozytywnym omenem było to, iż obraz mu
się wyostrzył, więc wszystko widział dokładniej. Nabrał w płuca powietrza, ale
było ono tak ciężkie, że momentalnie zaczął się krztusić.
- Nieco przesadziłeś.
Dziwny,
nieco podstarzały głos ponownie wybił go z dobrze znanego mu transu. Uniósł
głowę i spojrzał na mężczyznę, którego widział po raz pierwszy na oczy, a
przynajmniej tak mu się właśnie wydawało, bo jego mózg jakoś nie był w stanie
przypomnieć sobie chociażby jego imienia.
- Ja? – spytał zachrypniętym i pełnym zdziwienia głosem, w
którym dała się słyszeć nutka niepokoju – Niech pan popatrzy na nich.
Wskazał
dłonią na Maćka i nieznajomego śpiącego pod jego łóżkiem. Mężczyzna podszedł do tego drugiego, trącając go czubkiem
buta. Chłopak wymamrotał coś niezrozumiałego pod nosem, a następnie ułożył
się ponownie na podłodze, zasypiając.
- Wziął najmocniejszy towar, prawie przedawkował, ale nic mu
nie będzie. – mruknął facet, a później obrzucił go badawczym spojrzeniem,
którego jednak nie potrafił do końca odszyfrować – Nie wiesz, kim jestem, ani
nie pamiętasz, jak się tu znalazłeś, prawda?
Pokiwał twierdząco głową, ale po
chwili jego wzrok przyzwyczaił się do panującego półmroku i momentalnie wyłapał
skrawek czerwonego materiału, który poniewierał się po podłodze. Dosłownie w ułamku sekundy jakieś nielogiczne
części układanki, w postaci jego wspomnień, powoli zaczęły układać się w
całość.
Opadł bezwładnie na kanapę, na
której siedział i ukrył twarz w dłoniach.
Wszystko wydawało się być takie … po prostu fajne i bezproblemowe,
kolorowe. Zawsze czuł się tak, gdy wziął, szczególnie jeśli sięgał po coś z tej
„górnej półki”. Problem w tym, że nie pamiętał, co to było, ale czy to miało w
tej chwili jakiekolwiek znaczenie? No właśnie - nie. Rozsiadł się wygodniej, trzymając w palcach
jakiegoś mocnego skręta, od którego kręciło mu się w głowie, ale na to również
nie zwrócił uwagi.
- Hahahaha! – wesoły
głos Maćka, który również był pod wpływem, rozniósł się po pokoju, ale on nie
wiedział, co tak bardzo go rozśmieszyło, możliwe, że nic.
Światło, które wpadało przez
okno, zbyt bardzo raziło go w oczy, więc podniósł się i zaciągnął grubą, czarną
zasłonę. Jednym źródłem jakiegokolwiek oświetlenia w pokoju, stało się kilka
świeczek, które paliły się w sumie z powodów bliżej nieokreślonych, ale to też
go nie obchodziło, bo w końcu wszystko było takie kolorowe, takie idealne…
Kompletne przeciwieństwo jego życia.
- Proszę, proszę,
drogie panie, tędy…
Ponownie zaciągnął się gorzkim
dymem, z zaciekawieniem przyglądając się drzwiom wejściowym, które sekundę
później otworzyły się, a stanął w nich Bogdan wraz z trzema dziwkami. Odetchnął
z ulgą, widząc, że żadna z nich nie jest jego siostrą.
- Chłopaki, ktoś dla
was! – krzyknął tylko mężczyzna, a moment później nie było już ani jednego
śladu jego obecności.
Spojrzał na dziewczyny, które
nie miały już na sobie żadnych płaszczów i podłapał spojrzenie niebieskich oczu
szatynki, a chwilę później - ona sama - pewnie zmierzała w jego stronę. Stukot niezwykle
wysokich, czarnych szpilek, rozchodził się po pomieszczeniu. Na sekundę oderwał
od niej wzrok, zauważając, że inne panie odciągnęły dwóch pozostałych chłopaków
do różnych pokoi.
- Anka jestem. –
powiedziała, poczym bezceremonialnie usiadła mu okrakiem na kolanach,
zakładając przy tym jedną, cholernie długą nogę za jego plecy. Maksymalnie
krótka sukienka, nie zakrywała zbyt wiele, więc dokładnie widział czerwone,
koronkowe majteczki.
- Wojtek. –
odpowiedział niezwykle spokojnie, poczym znów się zaciągnął i wypuścił dym
prosto w jej twarz, niemniej ona w ogóle się nie skrzywiła. Mało tego! Wyjęła
skręta z jego dłoni, poczym wciągnęła głęboko powietrze.
- Hmmm… miałam okazję
posmakować lepszych. - odparła, wkładając drugą dłoń pod jego koszulkę,
przyjemnie masując mu klatkę piersiową, a następnie brzuch, zjeżdżając coraz
niżej. Poczuł, że jego męskość już zdążyła zareagować na obecność dziwki.
Zresztą czego się spodziewał? Że będą siedzieć i popalać sobie jakieś dziwne
mieszanki?
Dziewczyna pochyliła się nad
nim, wypuszczając dym prosto w jego usta, a następnie zachłannie go pocałowała.
Poczuł jej język napierający na jego podniebienie, poczym oddał pieszczotę z podobnym
zaangażowaniem, z podobną pasją, wkładając dłoń pod obcisły, czarny materiał,
sukienki, przy okazji zawijając go o kilka centymetrów do góry.
Zarejestrował fakt, iż szatynka
wyrzuciła skończonego skręta na popielniczkę, która znajdowała się na stoliku
obok nich.
Dłońmi rozchylił uda dziewczyny,
a następnie zaczął masować palcami jej kobiecość, na co ona zareagowała głośnym
i wymownym westchnieniem, co oznaczało, że była napalona w stopniu co najmniej
podobnym do niego. Odwdzięczyła się faktem, iż bez problemu rozsunęła jego
rozporek, ujmując penisa, który zdawał się być napięty do granic swych
możliwości (…)
Momentalnie otworzył oczy.
Nie mógł sobie niczego więcej przypomnieć, widocznie w tamtej chwili urwał mu
się film, choć nie trzeba było być wielkim filozofem, by odgadnąć, co się
później musiało dziać.
- Ile pamiętasz? – spytał mężczyzna, którego tożsamość
została odkryta wraz z tym marnym strzępkiem wspomnień.
- Dziwkę. – odparł słabym głosem zgodnie z prawdą, patrząc
na Bogdana wzrokiem, który ponownie się zamglił, ale - na szczęście – stan ten potrwał tylko ułamki
sekundy. Zakodował sobie w pamięci, by następnym razem uważać na to, co bierze
i w jakich ilościach.
Facet uśmiechnął się, podkręcając
przy tym przydługiego, siwego wąsa. Usiadł na jedynym krześle w pokoju.
- Świetnie się składa, bo nie wynająłem ich za darmo. Każdy
z was musi zapłacić za swoją panienkę.
Gdyby tylko pamiętał, za co tak naprawdę miał płacić…
Popatrzył na ścianę przed
sobą, próbując przypomnieć sobie coś więcej, ale bez skutku. Westchnął
zrezygnowany. Chciał przede wszystkim pójść spać, oderwać się od tej szarej i ponurej
rzeczywistości, jednak jedna rzecz nie dawała mu spokoju, a mianowicie fakt, iż
był kompletnie ubrany, co raczej nie trzymało się kupy.
- Jaki dziś mamy dzień tygodnia? – spytał podejrzliwie.
- Sobotę.
No tak, to wszystko wyjaśniało, bo przyszedł tu w czwartek, dziwki też
przybyły tego samego dnia wieczorem i zapewne zostały na noc. Kompletnie nie
pamiętał piątku, ale mógł sobie wyobrazić, jak on wyglądał.
- Dla ciebie, Wojtek… – Bogdan odezwał się ponownie, a potem
zawiesił głos w powietrzu, niemniej po chwili znów kontynuował swą wypowiedź – mam nieco
inną formę zapłaty.
Boże… czy on zawsze musiał się w coś
wpakować? Nie mógł po prostu dać tych kilku stów i byłoby po sprawie?
- Niedaleko stąd jest
jakaś domówka. Dostarczysz towar chłopakom. To jest rozkaz. – szczególnie zaakcentował to ostatnie zdanie, a on ponownie
ukrył twarz w dłoniach, gdyż nie miał pojęcia, co robić. Nie wiedział, jak się
z tego wszystkiego wyplątać.
Gdy zaczynał brać, obiecał sobie, że nigdy,
przenigdy nie będzie handlował tym świństwem. Że nie zniszczy drugiego
człowieka tak, jak zniszczył siebie, że…
Ocknął się, gdy na stoliku
wylądowało kilka malutkich, foliowych woreczków z proszkiem i tabletkami, a na
nich kartka, gdzie widniał adres oraz godzina i dokładne miejsce spotkania.
~ ~ * ~ ~
Jako,
że do nieszczęsnej transakcji miał jeszcze chwilę czasu, postanowił pójść do „domu”,
by doprowadzić się do stanu, w jakim powinien ukazywać się światu człowiek
cywilizowany, którego dosięgła globalizacja, a później wsiadł w autobus i - z duszą na ramieniu - pojechał tam, gdzie miał się rozliczyć z jakimiś
chłopakami, dając im narkotyki, które schowane były głęboko w wewnętrznych
kieszeniach jego czarnej bluzy.
Z
daleka widział posesję, na której odbywała się cała impreza, choć nie było
zbyt głośno. Młodzież bawiła się wyjątkowo grzecznie, co go niezwykle zdziwiło,
biorąc pod uwagę to, z czym był tu przysłany.
Kartka
mówiła wyraźnie, że ma iść do tylnych drzwi balkonowych, gdzie o równiutkiej
dwudziestej pierwszej, miało czekać trzech chłopaków w brązowych bluzach z
charakterystycznymi bransoletkami na dłoni, które miały być ich znakiem
rozpoznawczym. On też taką dostał. Składała się z czarnego, grubszego sznurka,
a na nim znajdował się prostokątny koralik w tym samym kolorze.
Na wyznaczone miejsce spotkania
dotarł bez najmniejszego problemu. Pozorując uścisk dłoni, podał każdemu po działce,
nie pytając nawet o większe szczegóły, bo chciał się stamtąd jak najprędzej
zmyć i zapomnieć o tym całym incydencie, do którego miał nigdy w życiu nie
dopuścić.
Jednakże
oczywiście nie było mu to dane, gdyż w przeciągu dosłownie sekundy, drzwi, do
których stał tyłem, otworzyły się. Nie mógł widzieć tego, kto w nich stanął,
ale znieruchomiał. Instynkt samozachowawczy podpowiadał mu, że właśnie tak
powinien się zachować, bo ucieczka nie byłaby zbyt dobrym pomysłem.
- Jeśli macie ćpać i handlować, to nie w tym domu! – z jednej
strony cichy, delikatny, ale dobitny głos zawisł w powietrzu, sprawiając, że
nogi, na których stał, momentalnie zamieniły się w drżącą galaretę. I nie, nie chodziło o to, iż
zostali zdemaskowani, ale o fakt, że doskonale znał osobę, która wypowiedziała
te słowa.
Była jedyną dziewczyną, na której mu
zależało w taki sposób. Jedyną, którą pokochał i w końcu jedyną, która tak
bardzo go zraniła. W chwili obecnej nienawidził jej z całego serca, bo ona potraktowała
go jak nic niewartego szczeniaka. Zresztą nie tylko jego, bo Marikę również. A
ponoć były przyjaciółkami… Tak, były. Do czasu aż ona nie wyjechała do Francji
bez słowa pożegnania.
Zauważył, że podeszła bliżej, a
on momentalnie poczuł zapach jej perfum, których używała od zawsze. Nie był w
stanie się odwrócić, cały czas żył nikłą nadzieją, że go nie rozpozna.
… że się nie dowie.
- Powiedziałam coś, czy nie?! – warknęła dziewczyna, a on
doskonale znał powód jej zachowania. Nienawidziła narkotyków, gdyż
jej matka… była narkomanką i przedawkowała. Wiedział o tym, a mimo to sam zaczął
z tym świństwem.
Przez cały czas ją kochał, ale
brał. A robił to po to, by odciąć się całkowicie z tych wszystkich myśli,
snów, w których zawsze ona miała pierwszoplanową rolę.
Nawet
nie zarejestrował momentu, gdy właśnie jego odwróciła przodem do siebie, ponieważ znajdował się po
prostu najbliżej. Oprzytomniał dopiero wtedy, kiedy ją zobaczył, a konkretniej,
gdy spojrzał prosto w jej kocie oczy.
W oczy, których nie potrafił
wyrzuć ze swojej pamięci mimo tylu starań.
Ból, niedowierzanie,
wściekłość. To właśnie mógł z nich wyczytać. Nie pozostało ani jednego grama
tej dawnej wesołości, tego zrozumienia…
… tego uczucia.
Dziewczyna pobladła tak
nagle, że przestraszył się, iż może zemdleć, jednak nic takiego nie miało
miejsca. Zamiast tego momentalnie oderwała rękę od rękawa jego bluzy i
odskoczyła jak oparzona, patrzyła na niego tak, jakby widziała go po raz
pierwszy, tak, jakby żałowała, że go znała.
Świetnie się składało, ponieważ on nie miał
zamiaru z nią rozmawiać, na nią patrzeć, a wszystko przez to, iż nienawidził
jej równie mocno… jak kochał.
Ci, którym dostarczył towar,
gdzieś się zmyli, ale nic go ten fakt nie obchodził, bo przecież stała przed
nim dziewczyna, którą od jakiegoś czasu próbował wyrzucić ze swej przeszłości,
ale nie potrafił. Ponownie przeniósł na nią spojrzenie, ale ona po prostu
stała, kręcąc głową z niedowierzaniem i zakrywając dłonią usta. Oczyma
wyobraźni ujrzał to, co musiała widzieć ona. Potargane blond włosy, powiększone
źrenice… Jednak to nie wzbudziło w niej aż takiej odrazy, bo przecież zobaczyła go
w sytuacji, w jakiej nigdy nie powinien się znaleźć.
- Wojtek… - jej ledwo dosłyszalny, drżący szept dobiegł do
jego uszu, ale nie raczył odpowiedzieć. Wpatrywał się w nią, czując narastającą
wściekłość, która – dosłownie za moment - gotowa była wylewać się z jego ciała
strumieniami.
Witaj w szarej rzeczywistości, Leno.
Nie no Wojtek w coś ty się najlepszego wpakował, nie dosyć, że bierzesz to jeszcze dziwki, a co jak złapałeś jeszcze jakiegoś HIV-a, albo kiła czy co tam jeszcze jest. No, ale łatwo wejść trudniej wyjść. No i tu pojawia się ta cała dziewczyna, szczerze nie pamiętam czy pojawiło się jej imię, jakoś mi wyleciało z głowy nawet jeśli go nie było, a wydaję mi się, że było, no ale przechodząc do sedna sprawy, to mam nadzieję, że to ona będzie tym kto wyciąga Wojtka z tego całego gówna no i będę żyć długo i szczęśliwie, właśnie mam fragmentami wizję tego opowiadania, ale pozostawię je w swojej głowie i nie będę zbytnio o nich myśleć żeby się czasem nie rozczarować :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny ;*
Dziękuję <3
UsuńTak szczerze, to nawet przez myśl mi nie przeszło, że biedaka można by było potraktować dodatkowo jakąś chorobą, ale jednak uznajmy, że miał chłopak szczęście i pozostanie zdrowy XD
Tak, pojawiło się imię dziewczyny: Lena.
Powiem szczerze, że mam wizję tego opowiadania w całości, a zarazem nadzieję, że nie będzie ono zbyt przewidywalne, choć doskonale wiecie, jak się zakończy.
Pozdrawiam!:*
Ćpanie, dziwki, dostarczanie dragów.
OdpowiedzUsuńSą gdzieś granice tego przeklętego gówna?
Zawsze można jeszcze kogoś zabić, albo nawet wiele osób. Ale to marniutkie pocieszenie.
Najbardziej przykre jest tu to, że Wojtek w głębi duszy ma jakiś sposób na ludzkie życie, inne życie. Nie jest do końca odmoralniony i dlatego właśnie tak bardzo nienawidzi samego siebie. Ale najgorsze jest, że przez tą nienawiść zapomina, że ciągle ma szansę. Jak długo życie trwa tak długo toczy się gra...
Dobrze, że pojawia się ta dziewczyna, Lena jeśli rozumiem. Wydaje się inna od tego brudnego światka i co więcej ma siłę przebicia...
Z niecierpliwością czekam na tą jaśniejszą stronę Wojtka... Nigdy nie uwierzę, że zanikła.
Stworzyłaś chłopaka, który nawet będąc złym, porusza serca.
Mało kto tak potrafi.
Pozdrawiam i życzę duuuużo weny, no i siły do tej historii, aaa i do księcia Andreasa , któremu liczę, že nieźle i prędko dasz w dupę( choć i tak go uwielbiam:* )
Dziękuję <3
UsuńMoże nie róbmy z Wojtusia mordercy, jakoś go nie widzę w tej roli. :)
Tak, jego jaśniejsza strona istnieje, chociażby był to sam fakt, że zdaje sobie sprawę z tego, w co się wpakował, bo niektórzy nie są w stanie zrobić nawet tego.
Co do księcia, to w dupę dostanie raz, a porządnie, tyle, że stanie się to dopiero za jakiś czas, bo przecież musi jeszcze prowadzić swe królewskie rządy, czyż nie? :D
Pozdrawiam! :*
Faktycznie. Ktoś ( czytaj Anduś) musi sprawować kontrolę nad tym światem.
UsuńNo i ktoś musi nas wnerwiać. Po cóż innego byłby władca ^^?
wygospodarowałam sobie chwilkę na przeczytanie Twojego opowiadania, ale teraz potrzebuję o wiele więcej czasu na komentarz, jako znasz mnie i wiesz, jakie długie lubię je tworzyć :P
OdpowiedzUsuńNajkrócej mówiąc, jestem pod wrażeniem, pod ogromnym wrażeniem. Ale oczywiście na tym się nie skończy, chociaż po przeczytaniu tego rozdziału, zwłaszcza tak z samego rana, po przebudzeniu, mam jednocześnie milion myśli na sekundę, jak i kompletną pustkę w głowie.
A więc Wojtek naprawdę spadł już na samo dno, naprawdę niżej już chyba nie można ... narkotyki, przypadkowy seks i to jeszcze z dziwkami ... jezu, jako on nie złapie jakiejś choroby to będzie miał wielkie szczeście w tym cały gównie, jakim jest jego życie. I ty naprawdę nie żartowałaś mówiąc , że to opowiadanie będzie TAKIE. Takie okrutne, naprawdę okrutne, mimo że w tym rozdziale pojawiła się Lena,ta, która od początku jest dla mnie synonimem radości, nadziei, takim promyczkiem w życiu Wojtka. Tylko czy to co było między nimi ... to co wciąż jest między nimi, bo ja wierzę, że on ją kocha, a ona nie przestała darzyć go uczuciem ... czy to jeszcze da się naprawić? Wiem, że ona by mu pomogła, ale sama nie zrobi za niego wszystkiego, Wojtek musi podnieść się sam, zrobić chociaż ten pierwszy, chociaż najtrudniejszy krok, bo bez jego chęci, jej chęci byłyby na nic ... I tak się cieszę, że ta dziewczyna się wreszcie pojawiła, mam nadzieję, że pojawi się jeszzce wielokrotnie, że obudzi w Wojtku tę dobroć, nadzieję, potrzebę walki o lepsze życie, o wyjście z tej patologii, o wygranie samego siebie. I tak, doskonale, niestety, pamiętam jak to się wszystko skończy, ale i tak wciąż mam nadzieję, że mimo wszystko będziemy tu jeszcze mieć powody do uśmiechu, chociażby uśmiechu przez łzy.
No. To chyba tyle. Oczywiście, nie muszę pisać, jak bardzo mi tym wszystkim imponujesz, jak bardzo Cię kocham i jak bardzo, bardzo, bardzo mnie zakompleksiasz takimi rozdziałami, prawda? Bo ty to świetnie wiesz :D
także czekam na nowości, i to wszędzie, a teraz szczególnie na Księciu, bo już się za nim stęskniłam! a tutaj na pewno znajdę dla Andiego chwilę, przeczytam i skomentuję, także czekam niecierpliwie!
Trzymaj się kochana <33
Dziękuję <3
UsuńWiesz... Nawet nie miałam zamiaru żartować, gdy pisałam o możliwości powstania tego opowiadania. Od początku był jeden cel - by szokować, a nawet momentami odstraszać.
Tak, jak napisałam wyżej: Wojtuś jest chyba w czepku urodzony, bo niczego nie złapał, przynajmniej tak uznajmy XD
Lena, Lena... całą historię z nią związaną, poznacie w następnym rozdziale, ale ok, ja już nic nie mówię.
Książę w trakcie tworzenia, więc albo dziś, albo jutro wieczorem (gdyż jadę na zakupy z tatusiem ^^) powinien się już pojawić :)
Kocham Cię :*
Buziaki! :*
aaaa to w takim razie czekam na twoje nowości, gdziekolwiek! :D
Usuńale na Księciu to juz szczególnie <33
Wiesz co mnie jedynie pociesza? Że czasami, gdy znajdziemy się na dnie to można się od tego dna odbić. I marzę, żeby tak się stało w przypadku Wojtka.
OdpowiedzUsuńA więc Lena. Wszystko powoli się wyjaśnia. I w sumie to nie dziwię się tej dziewczynie. Skoro jej własna matka brała i to z takim skutkiem, to nie wyobrażam sobie tego, jak musiała się czuć, gdy w takie samo bagno wpakował się jej własny chłopak. I może powinna go wspierać, walczyć o niego. Może. Tylko to nie zawsze jest takie proste. Przerosło ją to. Nie chciała patrzeć, jak kolejna osoba, którą kocha staje się uzależniona od takiego świństwa. I ciekawi mnie co teraz wniesie jej wątek. Wojtek wyraźnie chciał o niej zapomnieć. Przypadkowy, niezobowiązujący seks był chyba właśnie taką próba. I myślę, że pojawienie się Leny pobudzi w nim siłę do walki. O ile już nie jest za późno.
PS: Czy ty musisz tak dobrze pisać ? ;)
Pozdrawiam :)
Dziękuję <3
UsuńNie zdradzę Wam, czy Wojtek się "odbije od dna", jak Ty to pięknie określiłaś. Niemniej też o tym marzę, bo nagle stał się dla mnie żyjącą osobą. Nie wiem, jak, a jednak.
Ja dobrze piszę? I kto to mówi! :D
Pozdrawiam! :*
Tak, czyli pojawiła się Lena. Nie wiem, czy dobrze robię, traktując ją jako ostatnią deskę ratunku dla Wojtka, ale po prostu to chyba jedyna rzecz, która mu już pozostała i dzięki której wierzę, że jednak mu się uda.
OdpowiedzUsuńDziękuję <3
UsuńWiesz, że ja podświadomie też tak traktuję tą dziewczynę? Zobaczymy, może jednak sam jakimś cudem jeszcze się opamięta.
Pozdrawiam! :*
Po nadrobieniu rozdziałów tutaj musiałam najpierw ochłonąć. Ale jestem. Już jestem i pozostanę do końca, możesz być tego pewna. Mimo że ten koniec nie będzie taki, jaki mógłby być, choć z drugiej strony może właśnie dlatego ta historia wydaje się taka prawdziwa, pomijając na moment Twoje umiejętności pisarskie. W życiu nie zawsze wszystko kończy się szczęśliwie, ale zdarzają się jakieś promyczki radości i wierzę, że tu też tak będzie. W końcu to dopiero drugi rozdział.
OdpowiedzUsuńUwielbiam trudne opowieści, właśnie w takim stylu, ale niewiele osób potrafi je odpowiednio zaplanować i opisać, mam tu na myśli także zawodowych pisarzy. Za to Ty... Oddajesz doskonale, hm jakby to nazwać, klimat? W każdym bądź razie w świetny sposób opisujesz zarówno sytuacje, jak i emocje, które tutaj są szczegól ie ważne, jeśli nie najważniejsze. Pozwalasz mi wniknąć w Wojtka, dajesz mi szansę, żebym go zrozumiała, a jednocześnie nie udzielasz zbyt wielu informacji. Na tym etapie mogę jedynie smuć domysły i to jest właśnie w tym blogu najdoskonalsze. To, że niby wiem co nieco o nim, o jego życiu, a jednocześnie nie wiem nic.
Wiem, że ten mój dziwny, nieskładny komentarz nie jest zbytnio dostosowany do poziomu tego, co tu tworzysz, ale piszę to pod wpływem tego wstrząsu jaki u mnie wywołałaś.
I wierzę w Wojtka. Wierzę w to, że odbije się od dna. Może nie dotrze na powierzchnię, ale będzie próbował.
Dobra, kończę i przepraszam Cię za ten bezsens. Chciałam tylko powiedzieć, że jesteś świetną pisarką i że to dla mnie zaszczyt, że mogę czytać tego bloga.
Dodam jeszcze, że oczekuję Wellingera z iecierpliwością, podobnie jak nowego rozdziału tutaj i już się zamykam.
Pozdrawiam ;***
Dziękuję <3
UsuńUff.. nie wiem, co napisać, naprawdę. To dla mnie zaszczyt, że mogę dla Was, słoneczka pisać, naprawdę :)
A komentarz nie był nieskładny, po raz kolejny się dziwię, że komuś się podoba i dziwić się chyba nigdy nie przestanę :)
Pozdrawiam! :*
ej, a obiecałaś,że dzisiaj dodasz! A raczej wczoraj, bo już po północy ... no ale ja nie marudzę, na pewno miałaś powody. Więc zyczę Ci dużo weny i czego tam potrzebujesz i czekam niecierpliwie na nowości tutaj i w ogóle wszędzie :)
OdpowiedzUsuńTrzymaj się <3
Już nowy :)
Usuń