czwartek, 8 sierpnia 2013

1. Je déteste la vie!


~ ~ * ~ ~

 

Szybki krok i następny, później jeszcze kolejny, zwód, piękne prowadzenie piłki, druga kiwka… Popatrzył na bramkę i doszedł do wniosku, że wypracował sobie stuprocentową sytuację i  - jeśli ma strzelać, to tylko teraz.  Wziął głęboki zamach, poczuł, że trafił w piłkę idealnie. Właśnie. Dlaczego, więc nie wleciała do siatki, tylko przeleciała wysoko nad górną poprzeczką? Odpowiedź był prosta. Zobaczył dwa słupki, gdzie normalnie powinien stać tylko jeden.

                Obserwował krzywy lot piłki, która następnie zatrzymała się daleko, poza boczną linią ich treningowego boiska, a tak konkretniej, to pod nogami trenera, który tylko zmarszczył brwi, wyraźnie się nad czym zastanawiając.

                Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Lewański  rozważał możliwość niewypuszczenia go w podstawowym składzie podczas najbliższego meczu, zresztą wcale się mu nie dziwił. Ostatnio nic mu nie wychodziło. Kompletnie nic. Nawet nie potrafił zapanować nad piłką, nie mówiąc o poprawnym uderzeniu i zdobywaniu goli, co przecież  - w tym sporcie  - było najważniejsze.

                Spuścił głowę, zatrzymując się w miejscu i ciężko oddychając. Był świadomy tego, że wszyscy na niego patrzą, sęk w tym, że nie z podziwem, jak kiedyś, ale z nienawiścią. Zresztą cholera jasna! Czym było to uczucie w porównaniu z faktem, że…

- Jak ty strzelasz, kretynie! – odwrócił wzrok od równo obciętej trawy, na szatyna, który niemal mordował go wzrokiem, co było normalne w tej sytuacji, ale przecież ten sam chłopak, jako jeden z nielicznych, wiedział, co się naprawdę działo, bo w końcu wszystko było przez niego. To właśnie Maciek chciał, by jego kumpel choć na chwilę zapomniał, ale niestety – nie przewidział wszystkich możliwych komplikacji.

                Gdyby on wtedy wiedział, że niewinna zabawa będzie się za nim ciągnąć aż do dziś… Wtedy nigdy nie zgodziłby się na propozycję przyjaciela.

                Nie powiedział ani jednego słowa. Machnął tylko lekceważąco ręką i zszedł z boiska, pozwalając na grę któremuś z młodszych chłopaków.  Usiadł na ławce i chwycił w dłoń butelkę zimnej wody, by uspokoić to natarczywe pragnienie, które paliło jego ciało od środka, choć doskonale zdawał sobie sprawę, że życiodajna ciecz nie jest w stanie tego zrobić, ale mimo wszystko musiał zachowywać pozory po to, by to całe gówno nie wyszło na jaw. Nigdy.

-  Co się dzieje, Wojtek? – cichy, nieco zmartwiony, ale przede wszystkim stanowczy głos trenera zdawał się rozsadzać jego głowę, a on zaczął pluć sobie w brodę za to, że nie zauważył tego, iż Lewański do niego podszedł.

                Nie odpowiedział, nie był w stanie. Ponownie pociągnął łyk wody, a następnie szybko zakręcił butelkę i rzucił obok siebie. Zatopił wzrok w kolegach, którzy biegali po boisku, niemal bijąc się o jedną piłkę.

                Tak to jest, gdy wpuści się do gry młodych i zupełnie niedoświadczonych chłopaków…

- Wiedz, że możesz mi wszystko powiedzieć. – mężczyzna wyraźnie nie dawał za wygraną, a on coraz bardziej zaczynał mieć go dość. Wróć!  Nie jego, tylko tego całego popierdolonego świata.  – Znam cię od małego, widzę, że coś jest nie tak.

                Nie wytrzymał. Roześmiał się, ale nie był to radosny śmiech, tylko… zupełnie puste i obce, dla uszu przeciętnego człowieka, dźwięki, które można by było nagrać i z powodzeniem puszczać w najgorszych horrorach, jako idealny podkład muzyczny do wywołania gęsiej skórki oraz dreszczy na ludzkim ciele.

                Czy ktoś go kiedyś zrozumie? Czy on będzie w stanie kiedykolwiek, komukolwiek… powiedzieć o tym wszystkim? Nie. Naturalnie, że nie, bo co miał rzec? Że jego rodzice tak naprawdę są potworami bez serca? Że ukochana siostra, bliźniaczka… robi za dziwkę? I w końcu najlepsze… Że on sam, dla wszystkich – idealny… jest ćpunem. Tak, inaczej go nie można było nazwać, bo był uzależniony – od dawna, ale nie chciał przyjąć tego do wiadomości. Dopiero teraz…

- Przerażasz mnie. – nieco przyciszony głos Lewańskiego wybił go z tych wszystkich,  trudnych myśli, ale nie dał po sobie niczego poznać, bo przecież wtedy byłoby po nim. Wiedział, że dziś już nie było dla niego miejsca na boisku. A może już nigdy nie będzie mógł zagrać w drużynie? Ciężko mu było, w tej chwili, odpowiedzieć sobie na to pytanie, więc chcąc zamaskować dezorientację, nachylił się i dwoma zgrabnymi ruchami ściągnął z nóg czerwono-czarne korki, które momentalnie zamienił na zwykłe, białe adidasy. Wiedział, że musiał już iść, że dłużej tak nie wytrzyma.

                Podniósł się z ławki, gdzie jeszcze przed chwilą siedział i spojrzał na siwą, nieco rozwianą czuprynę mężczyzny,  który patrzył na niego zmartwionym wzrokiem. Momentalnie przypomniał sobie czasy, gdy mówił do niego „wujku”, ale te lata już dawno minęły i nie wrócą.

- Muszę po prostu odpocząć. – powiedział, starając się zahamować nieco drżący głos, poczym odwrócił się w drugą stronę.

                Wraz z kolejnymi krokami, zadawał sobie coraz bardziej sprawę z faktu, że na siłę ucieka od tej jedynej stabilności w jego życiu, jaką była piłka. Teraz… teraz przestał już nawet wierzyć, że mogło go spotkać cokolwiek, co byłoby w stanie odwrócić jego życie w tą dobrą stronę.

                Wiedział, że wpadł w czarną dziurę. W dziurę, z której nie znajdzie absolutnie żadnej ucieczki, gdyż była zbyt głęboka, a na jej dnie czyhały na niego ciemne macki, które wciąż wciągały go w nią coraz bardziej…. I bardziej…

                Aż do momentu, gdy będzie już po wszystkim. Wtedy właśnie nastanie koniec jego męczarni.











~ ~ * ~ ~
                Dom… Z czym normalnemu, przeciętnemu człowiekowi kojarzy się to słowo? Na pewno z rodziną, ustabilizowaniem, śmiechem, gwarami szczerych rozmów, pysznymi obiadkami, ciasteczkami i herbatką z cytryną. Podsumowując – z ciepłem.  Jednakże on miał inne zdanie na ten temat.
                Ojciec… był alkoholikiem odkąd tylko pamiętał, bił matkę, jego siostrę, a on niewiele mógł zrobić, bo sam również dostawał gdzie popadło – najczęściej skórzanym paskiem od spodni lub grubą żyłką. Raz nawet młotkiem, co mogłoby się wydawać śmieszne, ale naprawdę takie nie było, biorąc pod uwagę fakt, że ten tyran złamał mu rękę w dwóch miejscach, a później nie pozwolił mu pojechać do szpitala, bo przecież wszystko by się wydało i poszedłby do więzienia. Pamiętał to upokorzenie w szkole, gdy chodził z kończyną, którą sam, w sekrecie przed ojcem, usztywniał sobie deską, bo przecież na gips liczyć nie mógł. Do tej pory te miejsca go bolały, bo  kości źle się zrosły, co przecież nikogo dziwić nie mogło.
                Matka… Matka kiedyś była inna, troszczyła się o niego i Marikę, ale do czasu, bo przecież  życie z takim kimś, jak jej mąż musiało ją kiedyś zmienić. I zmieniło – nie do poznania. Gdy wiedziała, że musi być nazajutrz w pracy – jakoś się trzymała, ale gdy miała wolne – odstawiała pijackie szopki jak swój mąż lub – co było dużo gorsze – razem z nim.  Wtedy jego siostra uciekała do kolejnego kochanka, z którego zdzierała mnóstwo forsy, a on… On szedł tam, gdzie miałby święty spokój, czyli do swoich ziomków. Tylko w ich towarzystwie mógł zapomnieć o tym, co działo się w jego rodzinie.
                Marika… Jego siostra była małą, bezbronną dziewczynką, której mógł pomóc tylko on. I to robił, ale do czasu, bo przecież nie był z żelaza, a ona sama – po pewnym czasie -  wyrosła na dziewiętnastoletnią dziwkę, która nie miała żadnych zahamowań, a jego argumenty zdawały się do niej nie docierać. Bo po co? W końcu dał sobie spokój z nawracaniem bliźniaczki, bo jakim cudem miał to zrobić właśnie on?
                A jeśli już o nim mowa…  Kim on był? Narkomanem? Nie… to zbyt łagodne słowo, zbyt delikatne, a on delikatności nienawidził, bo to ona  - po części – przyczyniła się do tego, że stał się tym, kim był w chwili obecnej. Zdecydowanie wolał określenie „ćpun”. Ono było takie chamskie, natarczywe, nachalne, pozbawiające złudzeń. Tak. Ćpun Wojtek  - według niego tak właśnie inni powinni na niego mówić, zamiast używać nazwiska.
                Po nieszczęsnym treningu wrócił właśnie do budynku, o którym nie był w stanie pomyśleć, że to jego dom, choć wielokrotnie się starał, by to zmienić. Na marne. Z zewnątrz nikt nie podejrzewałby, że  w środku dzieje się coś bardzo niedobrego, bo – tak szczerze powiedziawszy – kto zwróciłby uwagę na zwykły, mały, pomalowany na jasną zieleń domek jednorodzinny, obok którego znajdował się starannie prowadzony ogródek? No właśnie – nikt. Jego rodzicom szalenie zależało na utrzymaniu pozorów.
                Pierwsze, co poczuł, gdy otworzył drzwi,  to odór wódki, co go nie dziwiło, bo nie dość, że matka miała dwa dni wolne, to ojciec nigdzie nie pracował.
Zatrzymał się w korytarzu, zastanawiając się nad tym, co ma teraz zrobić, bo przecież nie pójdzie i nie zbierze im butelki. Najchętniej uciekłby stamtąd i nigdy nie wracał, ale trzymała go Marika.
- Wojtuuuuś! – z kuchni dał się słyszeć głos jego ojca, po którym z łatwością dało się zauważyć, że zdążył wlać już w siebie niesamowitą ilość alkoholu – Podejdź tu do tatusiaa!
W pierwszej chwili miał ochotę po prostu wyjść i trzasnąć drzwiami, ale tego nie zrobił. Nie wiedział dlaczego. Postawił kilka niepewnych kroków, mijając niesamowicie zakurzone szafki i w końcu stanął naprzeciw swoich rodziców, na widok których zrobiło mu się słabo. Matka leżała na stole. Była już nieprzytomna od nadmiaru wódki, a jej tłuste włosy opadały długimi falami na twarz.  Ojciec ledwo co trzymał się na krześle, na którym siedział, ale nie przestawał pić.
- Syynuś. – zwrócił się do niego, próbując się uśmiechnąć, ale  niezbyt mu to wyszło – Podaj tatusiowi nową butelkę z lodówki….
Nie wierzył w to, co usłyszał. Nie wierzył, w to, co widział, w końcu nie wierzył w to, że życie pokarało go takim czymś.
Zresztą… dlaczego się dziwił? Przecież był nikim, o czym  - kilka lat temu - został zbyt dobitnie uświadomiony.
- Spierdalaj. – powiedział bez słowa namysłu i po prostu wybiegł z domu, by odetchnąć świeżym powietrzem.
Nie… kogo on oszukiwał? Przecież zrobił to, by móc wziąć.
Wziąć i zapomnieć.




 

18 komentarzy:

  1. Ja się dziwię, jak ty to to napisałaś 0.0 normalnie, jakbyś sama to przeżyła. Biedny Wojtek, jedyny mądry w tej rodzinie, mam nadzieję, że zmądrzeje, jeszcze bardziej zmądrzeje i rzuci to gówno, czuję, że to właśnie trener mu pomoże, bo widać, że jestem facetem, któremu można zaufać.
    Nic więcej nie jestem w stanie ci napisać.
    Czekam na następny, ale ja chce księciunia Andreaska, bo to moje ulubione twoje opowiadanie ;3 wiesz prawda ;3

    Pozdrawiam i weny ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję <3
      Wiesz, że sama się dziwię temu, że napisałam cokolwiek, biorąc pod uwagę fakt, że przez ostatnie dwa dni po prostu... miałam kryzys.
      Wojtek... kibicuję mu z całego serca.
      Wiem, wiem, bo tam jest Karl XD Wkrótce.. już wkrótce - naprawdę :D

      Usuń
  2. Skąd ty bierzesz taki nadmiar emocji, który sprawia, że po przeczytaniu tego czuję dreszcz. Nawet nie wiem czego. Wiem tylko , że okropnie mi żal tego chłopaka, bo w głębi duszy od poprostu nie jest zły, tylko miał pecha, do otoczenia , do rodziny i.t.d. Niech nie rzuca piłki , to jego ostatnia deska ratunku jak na razie...
    Czemu ludzie zaczynają kurde z tym gównem?
    Dobra, przepraszam ale nic sensowniejszego dziś nie skomentuję, zatkało mnie.
    P.S Dołączam się do prośby o Wellusia :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję <3
      No coż, nie wiem, skąd biorę te emocje. Gdy mam wenę - one po prostu przychodzą, a ja staram się wszystko jak najdokładniej odwzororwać.
      Weluś wkrótce :)

      Usuń
  3. Ponieważ za chwilę muszę wyjść, postanowiłam napisać komentarz od razu po przeczytaniu, także uprzedzam, że moze wyjść z tego nie wiadomo co, jeszcze gorsze niż ostatnio.
    Musze Ci powiedzieć,że ja lubię robić sobie zaległości na blogach. Czasem nie chce mi się czytać i tak odkładam to i odkładam, aż pewnego dnia otrząsam się i potem przez trzy godziny czytam dwanaście rożnych rozdziałow. Teraz też moje zaległości osiągnęły już spore rozmiary, ale jak tylko zobaczyłam, że TY coś dodałaś to przyleciałam tu od razu, bez chwili zwłokim, z wywieszonym jęzorem.
    I ... nie wiem co powiedzieć,wiesz? nie wiem nawet jak to skomentować. Po prostu znów mam ochotę siedziec i gapić się w ścianę i myślec o tym, co nasunęło mi się tyle myśli,że dzisiaj chyba nie zasnę. Uwielbiam takie historie. Uwielbiam, bo dostarczają tak niesamowitym emocji i uczuć, skłaniają do tak wspaniałych refleksji na temat życia i co najważniejsze uświadamiają mi jak wielkie mam szczęście, bo dostałam taką, a nie inną rodzinę. Wojtek tego szczęścia nie ma. On ma pijących rodziców, siostrę, która nisko upadła, a jeszcze sam, mimo że probował wyrwać się z tej patologii, wpadł w sidła nałogu i jest ćpunem. I choć ma pasję, ma odskocznię, ma swoje drugie zycie, czyli piłkę to jednak nie można powiedzieć,że jest tam szczęśliwy. Już nie. Bo wszystko tak bardzo się posypało. Bo wszystko, wszystko zwaliło mu się na głowę.
    Nie bylo ani słowa o tej dziewczynie z prologu, która na pewno będzie promykiem szczęścia i nadziei w jego smutnym, tragicznym życiu, więc czekam na jej pojawienie się, z nadzieją, że będę mogła choć troche się uśmiechnąć, uśmiechnąć się przez łzy.
    No. Docieram do tego punktu, w którym chyba już nie wiem co napisać, chociaż mogłabym tak jeszcze długo i długo, ale ponieważ widze,że mój komentarz osiągnął już rozmiary porównywalne do Twojego rozdziału, to chyba w tym miejscu go zakończę.
    Powiem tylko tyle, że moje wrażenie, fascynacja i miłość do tego opowiadania wciąz trwają, a nawet się nasiliły.
    jesteś wielka. Naprawdę wielka i onieśmielasz mnie, jako że sama piszę. Zresztą, nie Ty jedyna, już się przyzwyczaiłam,że wiele osób onieśmiela mnie swoim literackim talentem, ale mówię Ci o tym, żebyś wiedziała :)
    P.S. Proszę, proszę, proooooszę, dodaj coś na Andiego!! Ja wiem, nic na siłę, ale pomyśl o mnie, czekającej z utęsknieniem na coś nowego, zwłaszcza,że od soboty do środy mogę wcale nie miec Internetu :D
    Okej, teraz już naprawdę kończę!
    Pozdrawiam i pamiętaj: jesteś geeeenialna!!! :D <333

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałam Ci powiedzieć, kochana, że długość Twojego komentarza mnie zabiła w pozytywnym tego słowa znaczeniu ^^
      Dziękuję <3
      Naprawdę jesteś pewna tego, że nie było o niej ani słowa? :> Dobra, ja się juz zamykam i nie podpowiadam ^^
      Andi, Andi, Andi - wkrótce ;D Ze wzgędu na Ciebie, na pewno dodam go tak, byś mogła przeczytać nowy rozdzialik, choć za sam tekst nie odpowiadam, przysięgam, to będzie najgorszy rozdział, jaki kiedykolwiek opublikowałam.
      Pozdrawiam! :*

      Usuń
    2. było?! naprawdę było,a ja nie zauważyłam? O_O jezu, to lecę przeczytać jeszcze raz, żeby się przzekonać ^^
      co do Andiego to jestem pewna, że przesadzasz i rozdział na pewno będzie genialny jak zawsze także czekam niecierpliwie :D

      Usuń
    3. P.S. No bo chyba nie chodzi o Marikę, co? Przecież to siostra ... eh, maturo z polskiego, czytanie ze zrozumieniem - nadchodzę :D

      Usuń
    4. Haha xd ćwicz to czytanie, ćwicz xd tak, było dwukrotne nawiązanie, choć nie żeby ono było dosłowne :D a teraz zgaduj gdzie. I nie, nie chodzi o Marikę. Możesz być spokojna :)

      Usuń
    5. ja naprawdę chyba jestem jakaś głupia i ułomna, bo naprawdę NIE WIDZĘ.
      ale dobra, idę już sobie, pewnie masz dośc :D
      także widzimy się następnym razem, jak już wrócisz na Andiego. Szykuj się na obszeeeeerny komentarz ode mnie :D

      Usuń
    6. Nie, nie jesteś ułomna, po prostu ja tak to opisałam, by nie było wiadomo o co może chodzić XD
      Ale proszę:
      1)"Nie… to zbyt łagodne słowo, zbyt delikatne, a on delikatności nienawidził, bo to ona - po części – przyczyniła się do tego, że stał się tym, kim był w chwili obecnej."
      2)"Zresztą… dlaczego się dziwił? Przecież był nikim, o czym - kilka lat temu - został zbyt dobitnie uświadomiony."

      Hah, szykuję się ^^ Tylko przede wszystkim muszę ten nieszczęsny rozdział skończyć :)

      Usuń
    7. eeeej, jednak faktycznie nie jestem ułomna, bo przy tych dwóch fragmentach zatrzymałam się na dłużej i analizowałam je długo, zastanawiając się czy to przypadkiem nie to :D ale faktycznie, ukryłaś to nieźle ;D
      piszesz rozdział? na Andiego? O mamo ... już się doczekać nie moge. Gwarantuję ci że przylecę pierwsza, choćbym miała rzucić wszystko :D

      Usuń
    8. Hahah XD Książę nie dalej, jak za godzinę ^^

      Usuń
  4. Dotarłam tu i zostanę na pewno. Widzę,że poruszyłaś podobny temat, co ja, choć w znacznie brutalniejszym wydaniu. I należą ci się ogromne gratulacje, bo napisałaś to tak realistycznie, że poczułam się jakby przeniesiona w skórę bohatera.
    Łatwo mówić, żeby Wojtek się nie poddawał. Narkomani zupełnie inaczej postrzegają świat. I mimo, że on zdaje sobie sprawę w co się wplątał, to nie jest tak łatwo z tego wyjśc. Zwłaszcza w sytuacji, w jakiej znajduje się ten chłopak. Nie ma w nikim wsparcia ( i tu przychodzi mi na myśl ta wspominana dziewczyna. Gdzie ona jest? I dlaczego nie z nim?). Przechodziły mi dreszcze podczas tego opisu, w którym mówione było, co musiał przeżyć od własnego ojca. To nie jest normalne. I tym bardziej cię podziwiam, że potrafiłaś to tak opisać.
    Piłka chyba jest takim punktem zaczepienia w jego życiu, odrobiną normalności. Tylko jego przygoda ze sportem może się szybko zakończyć, jeśli tak dalej pójdzie. Bo jak na razie jedyną ucieczką od problemów stało się dla niego ćpanie. I jak już mówiłam. On wie, że to co robi nie jest dobre, ale nie potrafi tego przerwać. I chyba to jest najgorsze. Bo są osoby, które mają wsparcie, pomoc, ale nie doceniają tego i nie próbują się leczyć. Są tez takie, które są z tym wszystkim zupełnie same.
    No nic. Czekam z niecierpliwością na następny rozdział, bo coś czuję, że wciągnie mnie to opowiadanie.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję <3
      Dziewczyna pojawi się już pod koniec następnego rozdziału, więc cierpliwości :)
      Pozdrawiam! :*

      Usuń
  5. Nawet nie wiem co napisać. Ma chłopak trudne życie, nie da się ukryć, ale dodatkowo sam je sobie komplikuje. Teraz pewnie nie będzie tak łatwo wyjść z nałogu, ale przecież musi się znaleźć ktoś, kto będzie w stanie mu naprawdę pomóc.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję <3
      Gwarantuję, że taki ktoś się znajdzie. Pytanie tylko, czy uda się go z tego wyciągnąć.
      Pozdrawiam! :*

      Usuń