sobota, 28 grudnia 2013

9. Je pardonne.


~ ~ * ~ ~

                Nigdy nie miał w nikim wsparcia, więc jakim cudem mógł czegoś potrzebować  - i wiedzieć przede wszystkim, że potrzebuje – jeśli tego nie znał?

                Właśnie. Dość szybko doszedł do wniosku, że skoro był w zupełności samowystarczalny do tej pory, to teraz też u nikogo o łaskę żebrać nie będzie, co było prostym i logicznym wyjściem z tej całej sytuacji, w której się znalazł. A skoro nie był żebrakiem, to bynajmniej nie zamierzał skamłać i prosić nawet o coś, czego potrzebował jak powietrza.

                Był po prostu człowiekiem honoru, a teoretycznie honor to przecież bardzo dobra cecha, prawda?

                Nie tym razem. Nie teraz, kiedy musiał stać się uległy. Nie teraz, kiedy nie miał żadnych konkretnych planów na przyszłość. Nie teraz, kiedy…

                … nie wiedział, co ma dalej robić.

 

                Miał świadomość, że to do niczego go nie zaprowadzi, że po prostu się temu podda, a mimo to postanowił się nie zmieniać, nikomu się nie podporządkowywać.

                Robił głupio? Być może.

                Męczył się? Oczywiście.

                Był szczęśliwy? W żadnym wypadku.

                Dlaczego, więc nie przestał, choć był wszystkiego tak cholernie mocno świadomy?

                Nie wiedział.

 

Kolejna butelka, kolejny woreczek.  W tajemnicy. Przed nią. By po prostu na chwilę się odizolować i nie stać się człowiekiem, której tej głupiej i perfidnej łaski tak bardzo potrzebował…

Bał się żebrać.

 Czy to był grzech do jasnej cholery!?

 

~ ~ * ~ ~

Obudził się na podłodze. Jeśli w ogóle słowo „pobudka” może w tym przypadku zostać użyte, bo przecież nie spał, ale był nieprzytomny, gdyż znów się zaćpał. W każdym bądź razie otworzył oczy i zorientował się, że znajduje się w pomieszczeniu, które w jego … domu służyło za przedpokój.

- Dlaczego?

                Momentalnie zrodziła się w nim pewność, że jego podświadomość z niego żartuje, jednak tak szybko, jak się ona pojawiła, szybo zniknęła, ustępując miejsca suchej rzeczywistości, bo jednak to wszystko działo się naprawdę, a ból w okolicach skroni tylko to potwierdzał.

                Przypomniał sobie, że przecież ma własne życie, do którego Leny nie zapraszał, jednak nie raczył na nią nawet spojrzeć. Musiał być silny, musiał z tym walczyć.

                Oczekiwał wygranej, nawet za wszelką cenę.

                Podniósł się do pozycji siedzącej ze wzrokiem utkwionym twardo w beżowej ścianie i sam nie wiedział dlaczego, ale po chwili  z jego ust wydobyło się jedno jedynie zdanie, które zdawać by się mogło, iż przesądza wszystko:

- Bo nie chcę.

                Mimo tego, że sam to powiedział, zdziwił się, gdyż to coś w ogóle nie miało sensu. Ona też nie zrozumiała, a pytanie, które zadała, stało się właśnie tym ostatnim gwoździem do jego trumny.

- Czego nie chcesz, Wojtek?

                Co było w tym najgorsze? Chyba ten łagodny i piękny ton jej głosu. Głosu, który echem rozniósł się nie tylko po pomieszczeniu, ale również jego głowie.

                Ona nie miała robić na nim żadnego wrażenia, prawda? Miał nie prosić, miał nie błagać, nie żebrać, pogodzić się ze swoim życiem, a tą dziewczynę z niego wyrzucić.

                Właśnie. Miał.

                Poderwał się do góry, wskutek czego poważnie zakręciło mu się w głowie, ale nie dał nic po sobie poznać, ponieważ był już do podobnych skutków ubocznych przyzwyczajony. Spojrzał na nią. Niemal nieprzytomnym, zamglonym wzrokiem lustrował jej niezwykłą twarz, jej całą sylwetkę… Gęste, długie włosy, mądre oczy…

                A później po prostu wybuchł:

- Nie chcę ciebie w moim życiu! Rozumiesz, kurwa? Nie chcę! Nie potrzebuję niańki ani litości!

                Krzyczał, patrząc prosto na nią. Krzyczał, choć nie chciał.

                Krzyczał mimo tego, iż ten krzyk rozdzierał mu serce.

                A ona po prostu spokojnie stała, gdyż musiała doskonale widzieć, co się z nim dzieje, więc gdy ucichł, najzwyczajniej w świecie spytała:

- Skończyłeś już?

                Zaskoczyła go swoją reakcją, ale przecież nigdy nie była wybuchową osobą, więc, dlaczego się dziwił? Myślał, że ją zranił, odstraszył, a ona nawet nie mrugnęła okiem.

                Nim minęła sekunda, doszedł do wniosku, że popełnił błąd, że ją zranił.

                Ale przecież on do pomyłek się nie przyznawał.

                Choć… czy samo jego postępowanie nią właśnie nie było?

 

~ ~ * ~ ~

                Ujęła go delikatnie za rękę i zaprowadziła do kuchni, a on nie stawiał żadnych oporów, ponieważ – najzwyczajniej w świecie – nie miał na to siły. Siadł na krześle – tak jak mu kazała, Lena zajęła miejsce naprzeciwko niego, po drugiej stronie prostokątnego stołu.

                Przez jakiś czas milczeli oboje.

                Cisza zdawała się wypełniać go po brzegi, ponownie budować jego osobowość, tworzyć, kreować całkiem innego, nowego człowieka. Niemniej kluczowym elementem w tym wszystkim było właśnie słowo „zdawać się”, które ewidentnie oddawało absurd całego wyrażenia.

- Wyjechałam… – zaczęła niepewnie dziewczyna, wybijając go z dziwnego rodzaju transu – Wyjechałam, bo jak wiesz, po śmierci mojej matki, ojciec znalazł sobie panienkę. Francuską panienkę, której znudziło się życie w Polsce i chciała wracać do domu.

                Nie odpowiedział. Momentalnie przypomniał sobie tą żałość, złość i ból po tym, jak dowiedział się, że jej już nie ma.

                Lena kontynuowała:

- Nie pozwolili mi się z nikim pożegnać, zostałam postawiona przed faktem dokonanym. Nawet nie wyobrażasz sobie, jak bardzo płakałam, ale ta baba siłą zaciągnęła mnie do samochodu, a już tam – na miejscu… kontrolowała na każdym kroku. Po prostu nie miałam żadnej możliwości, by się z wami skontaktować. 

                Usłyszał, jak przełyka ślinę, a następnie niecierpliwym gestem odgarnia z twarzy zagubione kosmyki włosów.

                Powoli zaczął rozumieć, a co za tym idzie – wybaczać.

- Gdy miałam osiemnaście lat… Zdarzył się poważny wypadek. Na szczęście ja z nimi nie jechałam, źle się czułam, nie chciało mi się po prostu brać udziału w głupim pikniku, ale mój ojciec i jego partnerka zginęli na miejscu. Samochód uderzył w drzewo, które jakimś cudem ich jeszcze przygniotło i może jestem złym człowiekiem, ale tej blond lalki żal mi w ogóle nie było, bo zniszczyła moje życie kompletnie.  Postanowiłam tam jeszcze skończyć szkołę, ale gdy tylko to zrobiłam, uciekłam z powrotem tutaj, do babci, która była tak zachwycona moim powrotem, że najzwyczajniej w świecie urządziła mi imprezę powitalną. Wyobrażasz to sobie? Ma staruszka pomysły, nie? Zaprosiła chyba większość okolicznej młodzieży. Resztę już przecież znasz.

                Miała rację, ale nie to właśnie było w tej chwili najistotniejsze, gdyż uświadomił sobie, jaki był głupi, a raczej jest, bo przecież nadal czuł w swym organizmie skutki narkotycznego upojenia.

                Osądził ją – bezpodstawnie, wedle własnego sumienia.

                Potępił, skazał na poniewieranie, tak jak najgorszego przestępcę.

                 A to przecież on, tylko on zawinił.

               

Kolejny błąd, Wojtek. Gratulacje.
 
__________________________
Stwierdziłam, że tylko tego bloga zostawić nie mogę, wiecie?
Reszta - tak jak się umawiałyśmy - w formie prywatnych rozdziałów, ale Wojtka tak zamknąć nie mogę, bo to nie miałoby sensu.

10 komentarzy:

  1. już po skokach, docieram więc z zachwytem.
    przeczytałam już tu,ale doceniam że wysłałaś mi to przedterminowo, kochanie <3
    no więc jak już mówiłam, spojrzenie na Wojtka mam teraz zupełnie inne niż kiedyś, zresztą po wczorajszym, po tym wszystkim co mi napisałaś, to ja chyba już tylko oczekuję tego najgorszego ...
    i jest smutno, cholernie smutno,a jak.
    ale w tym smutku jest taki geniusz, choleraaaa. I chce mi się płakać, i będę płakać, gdzie, ja będę ryczec jak bóbr, a żadne chusteczki nie pomogą.
    ale między tymi łzami ja się też zachwycam Twoim cudownym stylem, wywoływaniem we mnie uczuć i emocji, jakich się chyba po samej sobie nie spodziewałam, naprawdę.
    Lenie ja wybaczam ... w sumie od początku chyba uważałam, że musi istnieć jakieś wyjaśnienie jej nieobecności.
    najważniejsze,że Wojtek jej wybaczył.
    Że może będzie między nimi dobrze.
    że będzie to wszystko, co mi obiecałaś że będzie.
    I może przez krótką chwilę będę mogła się uśmiechnać, zanim znowu się rozryczę.
    Dziękuję, że tu zostajesz. Masz rację, to jest zbyt ważne, zbyt genialne i zbyt piękne, i nie można tego zostawiać.
    Także czekam na więcej, no i wiesz ... zaatakuję Cię na gg, a co ;)
    Kocham <333

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, przedterminowo... 3 minuty przed wstawieniem :D Ale jest ;D
      Bo ja powinnam Ci tego wszystkiego nie pisać... ale Ty wszystko ze mnie zawsze wyciągniesz i wychodzi jak wychodzi. A Tobie teraz tylko smutno :c
      Będzie to wszystko, co obiecałam. Ale pamiętasz, co też będzie później, nie? No właśnie.

      Kocham Cię <3

      Usuń
  2. Popełnił błąd, ale przecież chyba każdy błąd można naprawić, czyż nie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawi, choć na moment, ale naprawi. Obiecuję!

      Usuń
  3. Ja miałam ci wczoraj po kwalifikacjach skomentować, ale zakosili mi kompa, a na telefonie nawet się nie chciałam męczyć, bo by mi znowu usunęło komentarz. Pseplasam ;c
    Oj, Wojtek, Wojtek... a ja myślałam, że ty w końcu pójdziesz z Leną u bok po rozum do głowy, że ona przynajmniej cię zmusi do rzucenia tego gówna, ale widzę, że ona niewiele pomagała.
    Jak zepnie się dupę to każdy błąd można naprawić!

    weny kochana :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie masz za co przepraszać, złotko. Doskonale Cię przecież rozumiem, bo ile to już razy mi wcięło taki komentarz na telefonie... Oj. Nie zliczę.
      A Lena to chyba jeszcze średnio ma jak mu pomóc, nie? Najpierw to musiała się jakoś przebić przez tą wojciechowską barierę.
      Buziaki! :*

      Usuń
  4. Ten rozdział był taki piękny.
    To opowiadanie jest wyjątkowe, po każdym rozdziale przechodzi mnie po prostu dreszcz.
    Już nie mam do Leny żalu, ani trochę. Wręcz ją szanuję i podziwiam.
    Po tym wszystkim co sama przeszła ma w sobie tyle pogody ducha, tyle siły do walki o niego.
    Ale znamy zakończenie, znamy :c
    I rodzi się ten bunt dlaczego, skoro ten rozdział jest tak przepełniony nadzieją.
    kocham to co piszesz<3
    Znowu wypełniłaś mnie tym całą. Dziękuję i trzymaj się<3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja dziękuję za ciepłe słowa, słońce <3
      Cóż.. Dlaczego? Uwierzcie, z biegiem rozdziałów, dowiecie się - dlaczego. I nie wiem, czy wtedy będziecie bardziej w szoku i czy ten but już zniknie, choć sądząc po reakcji Sylwii, gdy się dowiedziała, to sądzę, iż to pierwsze raczej będzie Wam towarzyszyć, a nie drugie. Zresztą zobaczycie :)
      Buziaki! :*

      Usuń
  5. Nadrobiłam poprzednie rozdziały i wiesz co?
    Opisujesz tu cholernie prawdziwą rzeczywistość, której nie do końca dostrzegamy.
    Urzekłaś mnie na nowo swoim stylem pisania i postawię sobie normalnie ołtarzyk i będę Cię wielbić do końca świata.
    Wojtek to biedny chłopak. Gdyby tylko chciał, mógłby się wyrwać i mięc lepsze jutro. Jednak wygrały narkotyki. Wygrała wódka. Widać, pasja nie była dla niego tak ważna jak narkotyki. Przegrał walkę z samym sobą. Poddał się bez walki.
    Pojawiła się Lena, wyjaśniła wszystko... Ale czy on ją do siebie na nowo dopuści? Do swojego chociażby normalnego życia? Pozwoli sobie pomóc?
    Uwielbiam Cię <3
    Czekam na nowy.
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, słonko! <3
      Dla mnie ołtarzyk? Toć ja nie zasługuję....
      Czy pozwoli sobie pomóc... z jednej strony tak, z drugiej nie... zobaczycie :)
      Buziaki! :*

      Usuń