sobota, 5 października 2013

6. Parfois je suis différent... Parfois.


~ ~ * ~ ~

 

Stał w jednym i tym samym miejscu. Oczywiście – mógł zrobić w tej chwili wszystko. Wrócić się do domu, wyciągnąć z kieszeni ten ostatni woreczek, który się tam znajdował lub zabrać ojcu jakąś butelkę z wódką, a później po prostu zapomnieć. Mógł również uciec. Ale on już tak nie potrafił.

Po prostu poczuł, że musi znać prawdę, bo inaczej zwariuje. Teraz. Nawet jeśli to wszystko niosłoby za sobą różnego rodzaju konsekwencje. Tak naprawdę nie obchodziło go to, jak on sam będzie się czuł, gdy się dowie – miał to gdzieś, ale po prostu… chciał zrozumieć.

Chciał jej wybaczyć.

Sam nie wiedział, kiedy zaczął za nią biec. Po postu zrobił to podświadomie, tak jakby to nie on decydował, ale coś więcej. Umysł. Serce. Dusza. Sumienie.

Momentalnie w twarz uderzył go podmuch zimnego wiatru, a z nieba - jak na złość - siąpił drobny deszcz, ale jemu to nie przeszkadzało, gdyż cel miał tylko jeden: odnaleźć ją, dogonić, porozmawiać. I tym razem nie chciał się kłócić, po prostu nie miał już na to siły. Tak naprawdę wystarczyłoby mu tylko jej towarzystwo.

Jak kiedyś, gdy to całe gówno, jakim jest jego życie, było dużo prostsze i mniej skomplikowane. Kiedy jednym z poważniejszych problemów -  oprócz ojca - wydawała się być dwója z matmy, ponieważ, przed kilku laty, uczniem był wyśmienitym.

Ale to było jakiś czas temu i nie miało wrócić już nigdy, choć on gdzieś tam głęboko w sercu chciał się wrócić do tamtych po prostu fajnych dni, choć dziś już nie pamiętał, co to określenie tak naprawdę oznaczało.

Dla niego takie były teraz narkotyki.  O tak – jak się miło i przyjemnie po nich człowiekowi robiło, szkoda tylko, że działały zbyt krótko, a wtedy najbardziej bolał go fakt, że stwarzały one pewnego rodzaju iluzję, która była niezwykle krucha i przede wszystkim nietrwała.

A on pragnął czegoś, co pozwoliło by mu się cieszyć każdą chwilą, całym życiem bez uzależnienia. Bez świadomości tego czy ma pieniądze na kolejną działkę czy też nie. Sęk w tym, że był niemal przekonany, iż to nie będzie możliwe już nigdy.

Poczuł jak strugi coraz bardziej ulewnego deszczu, płyną po jego twarzy, ale niewiele go to w tejże chwili obchodziło. Przystanął w miejscu, łapczywie chwytając w płuca wilgotne powietrze  oraz rozpaczliwie rozglądając się dookoła, ale otaczała go po prostu szarość. Zwykła, przeciętna. I nie było tu mowy o kolorach, ale o rzeczywistości. Bo on nie zwracał uwagi na większe szczegóły, było mu wszystko jedno, dlatego uważał, że wszystko jest takie… nijakie i pozbawione głębszego wyrazu.

Niedbale odgarnął z czoła mokry kosmyk włosów, przylepiony do jego skóry pod wpływem wilgoci,  a następnie po prostu zapatrzył się w pustą przestrzeń przed sobą, która jednak taka nie była.

Gdy tylko zobaczył zarys  postaci siedzącej w oddali, na górce, gdzie w dzieciństwie kochali przebywać, od razu wiedział, że to ona. Mimowolnie uśmiech wkradł się na jego wargi. I nie, nie był ani wymuszony ani gorzki tylko taki… beztroski, swobodny.  Niemniej po chwili się opamiętał i przybrał swój normalny wyraz twarzy, gdyż chyba po prostu się przestraszył tego, co się z nim dzieje. Tak dawno nie miał żadnego powodu do prawdziwej radości… Nawet jeśli razem z drużyną wygrywał mecz… Od tych czterech lat ani razu tak naprawdę się nie cieszył.  W sumie sam nie widział takiej potrzeby. Czy było mu z tym dobrze? Tak, chyba tak. Po części. Ale ta jego druga połówka, ta już dawno zapomniana i pokryta kurzem, która właśnie teraz dawała o sobie znać, cierpiała. Krwawiła. A on to czuł, bo był niezwykle mocno z nią utożsamiony.

                Kolejne krople deszczu moczyły jego ubranie, ale odpuścić nie mógł. Nie był w stanie. Nie teraz, gdy nadarzyła się okazja, a przede wszystkim się odważył. Jakaś istotna bariera w nim pękła, ponieważ chciał jej powiedzieć to wszystko, co było w listach. To, co powinna przeczytać już dawno temu.

                Prawda była taka, że od zawsze czekał na tą rozmowę. Oczywiście nie przewidział wszystkich okoliczności, w jakich będzie się ona rozgrywać, ale czy to naprawdę było takie ważne? Najistotniejszym faktem wydawało się to, że Lena tam była. W odległości jakiś dwustu metrów od niego. Może nawet niecałych. Ona, dziewczyna, która – choć nieświadomie -  sprawiła, że przez chwilę poczuł się jak ktoś ważny. Ona, ...

                ... którą pokochał całym swym chłopięcym sercem i znienawidził tym dorosłym. Tym tak bardzo bezwzględnym.

                Wziął głęboki wdech, później drugi, a następnie po prosu wykonał ten pierwszy, przecież najtrudniejszy krok w jej stronę. I choć szedł pod górkę, miał wrażenie jakby było całkowicie odwrotnie. Jakby zjeżdżał z niej rowerem i nie musiał pedałować.

                Dziewczyna siedziała, wpatrzona w jeden punkt. Na głowie miała kaptur, więc przynajmniej nie mokła za bardzo, a to było dla niego niezwykle istotne. Nie chciał, by zachorowała, by było jej zimno czy niewygodnie. Po prostu uważał, że jego obowiązkiem było przypilnowanie, aby niczego jej nie brakowało, by wszystko było tak, jak ona chciała.

                Cicho podszedł do skulonej sylwetki i właśnie wtedy ogarnęła go ta zwykła bezradność, gdyż przez cały czas w myślach kołatały mu się słowa wypowiedziane przez Marikę, że ona tu nie wróciła dla niego.

                Poczuł jak serce mu przyśpiesza, ale musiał spróbować. To była jedyna okazja. Niepowtarzalna. Zapewne ostatnia. Niepewnie usiadł obok niej i spojrzał na las, na który zawsze patrzyli z podziwem, gdy byli dziećmi. Jedna, wyjątkowo urodziwa, sosna zazwyczaj była królową tych pozostałych, nieco niższych drzewek. Kto by pomyślał, że potrafili tak całymi godzinami wymyślać nietworzone historyjki  na temat tego królestwa… 

                A teraz? Siedzieli obok siebie bez ani jednego słowa. Tak, jakby byli zwykłymi, nieznającymi się turystami, którzy oglądali piękny widok. W myślach roześmiał się ironiczne, gdy uświadomił sobie głupotę tego porównania.

                Odwrócił wzrok od lasu, a następnie przeniósł go na piękną twarz dziewczyny, z której nie potrafił jednak odczytać nic. Miał wrażenie, że została wykuta z marmuru, który pozostawał nieruchomy, bo ona… zdawała się nie czuć nic. Ani zimna ani wiatru czy też jakiś pojedynczych kropelek wody, które skapywały z jej kaptura. Zero wszystkiego oraz niczego. Zastanawiał się, czy w ogóle zauważyła jego obecność, ale doszedł do wniosku, że raczej musiała, bo innego wytłumaczenia po prostu nie było.

                Kolejny głęboki wdech. I wydech.

                Musiał zacząć. Skoro już tu przyszedł, to nie mógł po prostu przesiedzieć tak cały czas, patrząc się na królową sosen.

                No dalej, nie rób z siebie gorszego debila niż jesteś!

                Ha! Pytanie czy było to jeszcze możliwe. Osobiście sądził, że raczej nie.

- Lena… – wzdrygnął się na dźwięk własnego głosu, który był taki strasznie suchy i praktycznie pusty, ale postanowił kontynuować – Po prostu mi wyjaśnij. O nic więcej nie będę pytać.

Przez chwilę po prostu siedziała, nadal patrząc przed siebie, ale nagle otrząsnęła się z zamyślenia i nieco nieprzytomnym wzrokiem spojrzała prosto na niego, analizując po kolei każdy milimetr jego twarzy, zatrzymując uwagę na oczach.

Wtedy właśnie dotarło do niego to, że go sprawdza. Najzwyczajniej w świecie patrzyła czy był na haju czy nie. A to go zabolało wyjątkowo mocno, jednak odważnie wytrzymał jej wzrok.

- Wytłumaczysz mi, dlaczego tak nagle zniknęłaś, a teraz jakby nigdy nic wracasz po kilku latach? – spytał ponownie, gdyż na pierwsze pytanie odpowiedzi nie uzyskał żadnej. Co prawda był niemal przekonany, że tym razem efekt będzie podobny ale mimo to musiał próbować do upadłego.

                Gdy po jakiejś minucie nic nie zmąciło ciszy, która panowała pomiędzy nimi, doszedł do wniosku, że siedzi tam tak właściwie niepotrzebnie. Jego siostra miała rację, mówiąc, że powinien zapomnieć o tej dziewczynie raz na zawsze, ale po prostu nie był w stanie. A wszystko co go tylko otaczało, co widzialne i niewidzialne, było tego najwiarygodniejszym świadkiem. Już miał się podnieść, gdy Lena nagle zrobiła to pierwsza i otrzepała czarne spodnie z ziemi. Odwrócił od niej spojrzenie, ponieważ po prostu nie chciał, by widziała to, czego nie potrafił za wszelką cenę ukryć.

                Tego, że ją po prostu kochał. I tylko to się liczyło. Nie fakt, że go zraniła wyjeżdżając. Widocznie miała jakiś dobry powód, a on głęboko wierzył, że kiedyś go pozna. Ten policzek, który nadal go piekł uświadomił mu fakt, że ona miała po prostu rację. Że też ma prawo do podejmowania własnych decyzji, choć szczerze wątpił, czy akurat tamta była uzależniona od niej, ale mimo wszystko.

                Był największym idiotą chodzącym po tej ziemi.

- Tu nie ma nic do wyjaśniania.

                Jej głos zawisł niefortunnie w powietrzu tak, jakby niósł wiadomość trudną do pojęcia. I ona rzeczywiście właśnie taka dla niego była. Dziwna, zagmatwana, a jednocześnie tak boleśnie prosta. Nic dla niej nie znaczył, a tego nie był w stanie zakodować w swym umyśle.

                Poderwał się na równe nogi, ale zrobił to zbyt gwałtownie, bo foliowy woreczek z białym proszkiem wypadł z jego kieszeni.

                A ona go zobaczyła.

- Widzisz, Wojtek? To, co było kiedyś, nie wróci już nigdy. – powiedziała gorzko i odwróciła się od niego, a następnie szybko zbiegła w dół górki, tak iż nie zarejestrował momentu, gdy zniknęła mu z pola widzenia.

                Był niemal pewny, że nie zapomni wyrazu jej twarzy. Nie widział tam złości – nie. Tylko żal, jakąś niemoc i bezradność, a to wszystko razem tworzyło mieszankę wybuchową, która ponownie rozerwała jego ciało na małe kawałeczki rozpaczy.

                Zamiast za nią pobiec, po prostu schylił się po to, co leżało pod jego nogami, a następnie  - niewiele myśląc – wysypał sobie nieco proszku na dłoń.

                „(…) Odeszłaś i pewnie nigdy już nie wrócisz, Leno, ale błagam… postaraj się mnie zrozumieć.”
 
______________________________
Sama staram się go zrozumieć, ale nie potrafię. Naprawdę.
Wstawiam dziś, ponieważ chciałam sobie poprawić samopoczucie, wiedząc, że właśnie zniszczyłam jego życie jeszcze bardziej. Oj tak, jaka ja jestem okrutna...
Ironiczne, nie?
Ale dobra, z cyklu ciekawostek o tym opowiadaniu:
1) Rozdział ten miał być wstawiony dopiero pod koniec października, choć powstał jeszcze we wrześniu (do tej pory nie wiem, jak ja tego dokonałam);
2) Co mi przyszło do głowy? Napisać już epilog. Nie martwicie się, jeszcze nie kończę, jemu da się wszystko jeszcze bardziej spieprzyć, to dopiero początek.
O matko, jak to złowieszczo zabrzmiało.... W każdym bądź razie epilog powstał, ale został równie szybko przeze mnie usunięty, gdyż stwierdziłam, że jest po prostu kompletną porażką.
Jak ten rozdział zresztą, bo w ogóle nie powinnam go wstawiać.
Nie bić.
Także no. Pozdrowienia ze Starożytnej Grecji, którą własnie pochłaniam, ale jestem przerażona tym, ile mi jeszcze tego zostało.
Do kiedyś tam!

12 komentarzy:

  1. A ja go chyba zaczynam rozumieć. Za to coraz mniej zaczynam rozumieć tą dziewczynę. Wtedy, gdy uciekła Wojtek jeszcze nie brał. Zaczął dopiero po jej ucieczce. Więc myślę, że Lena nie ma prawa go oceniać, ani potępiać. Bo to ona w znacznej mierze przyczyniła się do tego, co dzieje się z nim teraz. I niech nie robi z siebie pokrzywdzonego dziewczęcia. Może i z pewnością miała jakiś ważny powód, żeby zostawić go bez słowa wyjaśnienia, ale dlaczego teraz go potępia? Dlaczego nie potrafi wyjaśnić mu wszystkiego? Wiem, że to pewnie niewiele by zmieniło, ale dałoby większą możliwość na wyjście z tej chorej sytuacji.
    Tylko dla Wojtka to już chyba nie ma ratunku. I ta świadomość mnie bardzo boli.
    Chłopak powstrzymuje się od wzięcia działki, ale dzieje się coś nie po jego myśli, wracają wspomnienia i znowu bierze. Zamknięty krąg.
    I cały mój dobry humor poszedł sobie w siną dal. Bo przerasta mnie ostatnio czytanie takich refleksyjnych rozdziałów.
    Ściskam cię gorąco i powodzenia w nauce :)
    PS: Jeśli masz ochotę to na uzależnionej jest nowy rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję <3
      Dla niego już chyba nie było w ogóle ratunku, nie?
      I wielkie dzięki za te "powodzenia", bo się przyda jak nic, gdyż do środy na pewno tego nie ogarnę.
      Na uzależnionej byłam. I mam ochotę ciągle Cię zabić, ale muszę się jednak powstrzymać ^^
      Buziaki! :*

      Usuń
  2. Suomi zebrała się w sobie i komentuję rozdział ;3 Nie no, akurat jak kończyłam czytać to ciocia przyjechała XD Teraz jeszcze też siedzi, ale udało mi się wymknąć na chwilę, żeby skomentować ;3
    W 100% zgadzam się z Muose, oni oboje wpadli w taką chorą sytuację bez wyjścia, on chce wiedzieć dlaczego go zostawiła, a ona nie chce mu powiedzieć, bo on bierze >.< I to jest logika tego świata, wszystko jest na przekór tobie, nawet mój komputer mi się od kilku dni sprzeciwia i mu odwala zaznacza wszystko, tylko nie to co ja chce >.< Dobra mój tok myślenia idzie w złą stronę, skoro porównuje dwoje ludzi w tak zagmatwanej sytuacji do mojego komputera i mnie >.< Wybacz zostałam dziś o 8 rano zrzucona z łóżka, bo miałam jechać do miasta bo buty -.-'
    Dobra kończę, bo już mnie gnają >.<

    Weny ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję <3
      Ja naprawdę nie wiem, jak Ty to robisz, kochanie, ale zawsze, gdy przeczytam Twój komenatrz to niezależnie od nastroju się śmieję do monitora, kiedy go czytam ^^ Jesteś wielka <3
      Doskonale Cię rozumiem z ciocią, gdyż do mnie dziś się goście pozjeżdżali... Eh... łączę się w bólu.

      Buziaki! :*

      Usuń
  3. Ja tej dziewczyny nie rozumiem, zgadzam sie z Mouse i Suomi w stu procentach...
    Uciekla i jeszcze nie chce nic wytlumaczyc.
    O co ma do niego taki zal?
    Nie wiem, naprawde.
    To on moglby miec zal, bo przeciez to miedzy innymi przez nia, przez jej ucieczke wpadl w to gowno bez wyjscia...
    I znowu wzial, bo ona nie chce z nim pogadac.
    Moze go nie kochac, ale czemu go niszczy?
    Chyba juz nie ma co wierzyc ze go uratujesz...
    To moze ja tym pesymistycznym akcentem zakoncze...
    Buziaki:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję <3
      Ej... ale Wy nie bierzecie pod uwagę głównego usprawiedliwienia Leny, dlaczego ona właśnie tak reaguje, ja się tak nie bawię ._. Bo każdy mówi, że ona jest zła.... Ale dobra, ja jeszcze Was do niej przekonam. Obiecuję ^^
      I czy kiedykolwiek wierzyłaś, że ja go uratuję? Muszę Was wszystkich rozczarować, bo to niewykonalne, a blog powstał już z jednym, ściśle określonym schematem. Bo gdyby został uratowany, to nici byłby z tego dydaktyzmu, a tak to coś przynajmniej (może, w co wątpię) przekażę. Choć i tak to nie wychodzi tak, jakbym chciała.
      No ale dość użalania się nad sobą.
      Buziaki, słońce! :*

      Usuń
  4. chciałam napisac krótki, treściwy komentarz, ale oczywiście przeczytałam Twój dopisek i wszystko szlag trafił.
    Notatka dla samej siebie: Więcej nie czytać tego, co jest pod rozdziałem.
    Ale dobra, zrąbię Cię na gg.
    Strzeż się.
    Wojtka jest mi tak szkoda, że tego się nie da opisać. A Lena ...
    jak doszło do tej rozmowy to miałam nadzieję, że w końcu,wreszcie ona mu powie, wyjaśni .... Po co to wszystko? Te szyfry, to odpychanie go, nie mówienie mu ... On powienien znać prawdę, jej motywy i dlaczego go zostawiła.
    ja bym chciała to wiedzieć.
    Teraz, zaraz.
    I Boziu, ten rozdział był .. był ... TAKI.
    Jesli wiesz o co mi chodzi.
    Więc tym bardziej mam ochotę Cię zrąbać, bo na pewno zrobię jak już się wygrzebię spod stosu biologiczno-chemicznych ksiażek.
    No.
    Lena, ogarnij się kobieto.
    Ja wiem,że on upadł, ale Cię kocha.
    Naprawdę ona tego nie widzi?
    Eh, masz rację.
    Jesteś okrutna.
    Ja też jestem,a le Ty już mnie chyba pobiłaś.
    Dobra, kończę,
    Wiesz,że Cię kocham, ale i tak jestem wściekła i i tak Cię zrąbię, no ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A zrąbuj, zrąbuj ^^
      A pod rozdziałem czasem są bardzo... treściwe informacje ^^
      Lena cóż... naprawdę Wy nie wiecie? No ale jak... Przecież.... dobra, nieważne. Przecież to takie oczywiste wszystko jest :D
      Na marginesie: Mam taką ogromną encyklopedie biologiczną, mogę Ci do stosiku dołożyć, jak chcesz, a wtedy nie będziesz na mnie krzyczeć ^^ Madzia też myśli :D
      I ja wiem, że jestem okrutna, a Ciebie pobić się nie da. Ewidentnie. Bo tyle, ile ja przez ostatnie miesiące łez wylałam nad Bartkiem... ehh...
      Też Cię kocham <3
      I czekam na ten opierdol ^^

      Buziaki! :*

      Usuń
    2. serio, oczywiste?
      wybacz, ja jestem tępa ;)
      i nie chcę już żadnych więcej ksiażek.
      mam taki specjalny stolik zawalony książkami z biologii i chemii i za każdym razem jak ktoś wchodzi do mojego pokoju, to robi takie wielkie oczy, a jego reakcja to: ,,WTF?".
      Także no,nie dzięki ;D
      i ja wiem, ze wylałaś, ale ja nie chcę wylewać.
      ja cchę się śmiać i płakać tylko ze szczęścia.
      Buu.

      Usuń
    3. No pewnie, że oczywiste xd Tylko może to na razie do Was nie docierać.
      Ej.. To ja też mam taki kącik, tylko tam znajdują się lektury, oraz książki historyczne i polonistyczne xd
      I wiesz, że tu płaczu ze szczęścia oczywiście nie będzie :D W księciu może, ale nie tutaj :P

      Usuń
    4. no to tutaj też umrzyj,w takim razie :P

      Usuń
    5. Drugi raz mam umrzeć. Buu... Widzę jak mnie kochacie. :c
      Zemszczę się na Wojtku jeszcze bardziej :P Masz moje słowo :D

      Usuń